Święty naznaczony stygmatami, święty od cudów, święty, który każdą Mszę świętą przeżywał w jedności z Chrystusem, święty mistyk. Taki był św. o. Pio. Jego niezwykła żarliwość i miłość do Boga to w dużej mierze zasługa jego zażyłości z Matką Bożą.
Już w wieku 5 lat miał pierwsze objawienia Matki Bożej. W ciągu swojego życia widział Ją często, rozmawiał z Nią. Było to dla niego tak normalne i zwyczajne, że dziwił się, gdy dowiadywał się, że inni nie widzą Maryi w ten sposób.
Można powiedzieć, że Maryja nie odstępowała go na krok. Była jak matka przy swoim dziecku nieustannie. Podczas każdej odprawianej przez o. Pio Mszy świętej była obok ołtarza. „Nigdy nie byłem sam. Matka Boża zawsze dotrzymywała mi towarzystwa podczas Mszy Świętej”. Obdarzał Maryję niezwykłą czułością – była dla niego „Mateńką, Kochaną Matką”.
Nie umniejszało to jednak Jego przywiązania do Chrystusa – Matka Boża była dla niego bramą do swojego Syna. Święty o. Pio był przekonany, że wszelkie łaski, które otrzymuje od Boga, dostaje dzięki Maryi.
Skoro tak bardzo umiłował Matkę Bożą, to jak wyglądała jego modlitwa? Wielu nazywało go „żyjącym różańcem”, ponieważ odmawiał go nieustannie. Nie potrafimy sobie nawet tego wyobrazić, gdyż modlił się różańcem nawet ponad 30 razy dziennie. Różaniec nie wypadał mu z dłoni przez cały dzień, a potrafił wykonywać jednocześnie nawet trzy czynności.
Wiele osób, z którymi rozmawiał, które przychodziły z jakimś problemem, wspominały, że powtarzał „Zawsze odmawiaj różaniec!”. W chwili śmierci potwierdził to, czym żył, bo jego usta wymawiały dwa słowa: „Jezus, Maryja”.
Patrząc na życie św. o. Pio, na jego płacz z wielkiego wzruszenia i miłości podczas odprawiania Mszy świętej, na jego świadectwo życia – widziało się świętość. On wziął sobie głęboko do serca wezwanie by stawać się jak Jezus. I wybrał sobie do tego najlepszą Przewodniczkę.